Chrzest święty był dla mnie pocałunkiem
11-01-2020
„Chrzest święty był dla mnie pocałunkiem, przez który Bóg przyjął mnie za przybrane dziecko swoje” — pisał spowiednik Siostry Faustyny bł. ks. Michał Sopoćko.W dzisiejszą niedzielę, która liturgicznie zamyka obchody świąt Bożego Narodzenia, idziemy nad Jordan, gdzie nasz Pan przyjął chrzest z rąk Jana Chrzciciela i rozpoczął swą publiczną działalność.
Tamto wydarzenie daje nam okazję, by podziękować za otrzymany dar tego najważniejszego sakramentu i odnowić przyrzeczenia chrzcielne. „Chrzest święty był dla mnie pocałunkiem, przez który Bóg przyjął mnie za przybrane dziecko swoje” — pisał spowiednik Siostry Faustyny bł. ks. Michał Sopoćko.
Człowiek staje się chrześcijaninem wtedy, gdy osobiście spotka Chrystusa, a to spotkanie dokonuje się przez sakramenty. Każdy z nas wybrał już raz Chrystusa – na chrzcie, choć w praktyce życia ten moment wyboru staje przed nami co chwilę. Raz podjęta decyzja nie oznacza, że mamy już spokój i możemy żyć po swojemu. Jak więc nie przegapić momentów, w których Bóg nas dotyka swoją łaską? Ma rację szwajcarski teolog, H. Urs von Balthasar, gdy powiada, że „trzeba odwagi, żeby być chrześcijaninem w Kościele”, by z podniesionym czołem świadczyć o tym, w co się wierzy.
Wiary nie można wyznawać w katakumbach. Trzeba wyjść na powierzchnię, tak jak to zrobił ochrzczony przez papieża Benedykta XVI włoski dziennikarz, muzułmanin, Magdi Allam, gdy wyznał: „Spotkałem Boga, który jest Prawdą i Miłością”. Nie pozostało mu nic innego jak tylko iść śladami Chrystusa i wybrać dla siebie nowe imię — jest nim Cristiano, czyli chrześcijanin.
To także imię każdego z nas.