W Ewangelii wg św. Jana czytamy: „Potem Jezus, wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: Pragnę. A znajdowało się tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i podano Mu do ust” (J 19,28-29). Pragnienie odczuwane na krzyżu należało do najgorszych tortur. Historycy i autorzy klasyczni oraz świadkowie tamtych czasów opowiadają, że skazańcy wiszący na krzyżu już po niedługim czasie skarżyli się na potworne pragnienie; wszystkie inne cierpienia zdawały się im niewiele znaczące. Jednak dla Jezusa ta tortura była niczym wobec pragnienia duchowego.
To słowo: „Pragnę” płynie z serca Bożego. Mówi coś bardzo ważnego o pragnieniu samego Boga, o Jego tęsknocie za człowiekiem. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli. Bóg pragnie być miłowany. Bóg nie jest jakąś bezosobową energią lub niewzruszoną, doskonałą istotą, tak doskonałą, że aż zimną. Filozofowie, którzy konstruowali obraz Boga, który nikogo nie potrzebuje, nie doczytali Ewangelii. Być może Bóg mógłby być Bogiem bez nas. Ale Jezus objawił nam Boga, który chce być Bogiem z nami i dla nas. I dlatego pragnie.
Aby to zrozumieć, trzeba przywołać scenę spotkania Jezusa z Samarytanką. Także wtedy Jezus był spragniony. W samo południe usiadł zmęczony przy studni Jakuba. Kiedy Samarytanka podeszła z dzbanem na wodę, Jezus zwrócił się do niej z prośbą: „Daj Mi pić”. Nie chodziło Mu tylko o wodę. Woda była jedynie pretekstem. Jezus chciał rozbudzić u Samarytanki pragnienie wody nowego życia, chciał doprowadzić ją do wiary i nawrócenia. Chciał ofiarować jej zbawienie. Wiedział, że należy do ludu pogardzonego przez Jego rodaków. Znał historię jej życia – grzesznego, pełnego smutku i goryczy. Pragnął, by odzyskała na nowo jego smak i wartość. Nie zaczął jednak rozmowy od słów: „Jesteś kobietą, która żyje w grzechu”. Powiedział: „Daj mi pić”, czyli „Potrzebuję cię”.
Chrystus wychodzi na spotkanie każdego człowieka, On pierwszy nas szuka. Siada przy studni, do której przychodzimy szukać naszej wody. Schodzi na poziom naszych ludzkich pragnień. A człowiekiem targają przeróżne, często sprzeczne pragnienia. Pożąda tak wielu rzeczy, spraw, ludzi, a ciągle czuje się nienasycony, ciągle mu mało. „O gdybyś znała dar Boży!” – mówi Jezus do Samarytanki. Chce obudzić w niej i w nas pragnienie Bożego daru – jedynej wody, która ugasi wszelkie najgłębsze ludzkie pragnienia. Uwikłani w gąszczu niespełnionych marzeń, pozbawieni głębszego oddechu, dalszego horyzontu, nie znamy daru Bożego. Gonimy za tysiącem ważnych spraw, a rozmijamy się z tym, co najważniejsze. Brakuje nam czasu i milczenia, aby usłyszeć, jak Jezus nas prosi, abyśmy przestali przed Nim uciekać, abyśmy wrócili do Niego. Misja Jezus polega na tym, aby człowiek wrócił do swojego Źródła, czyli do Boga, aby zrozumiał, że tylko w Nim może znaleźć zaspokojenie, nasycenie, pełnię swojego życia. Aby zaczerpnął wody żywej płynącej z Bożych głębin.
Tylko miłość może rozbudzić miłość. Jezus objawia miłość Boga do człowieka. Pokazuje tęsknotę, która jest w Bogu. Bóg tęskni za człowiekiem i jego miłością. Cała rzecz w tym, aby oba pragnienia się spotkały: pragnienie Boga i pragnienie człowieka. Jeśli tak się stanie, wtedy spełni się obietnica Jezusa: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije, wierząc we Mnie. Z jego wnętrza popłyną strumienie wody dającej życie” (J 7,37-38). To niezwykła obietnica! Jeśli człowiek przyjmie Boży dar, jeśli otworzy się na Jego życiodajną miłość, wtedy życie stanie się płodne, przyniesie owoc, taki człowiek może dać pić także innym.
Jezusowe wołanie z krzyża odczytane w tym kontekście ukazuje całą swoją głębię. Pisze Karl Rahner: „Zginałeś, abyśmy my byli uratowani, umarłeś, abyśmy my żyli; pragnąłeś, aby nam było dane orzeźwić się u źródeł życia. Paliło Cię pragnienie po to, aby z Twego przebitego boku wytrysnął zdrój żywej wody”.
Wołanie Jezusa „Pragnę” było bardzo bliskie Matce Teresie z Kalkuty. Wielokrotnie wspomina o nim w swoich pismach. Słowo „Pragnę” widnieje obok wizerunku Ukrzyżowanego we wszystkich domach założonego przez nią Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości. Matka Teresa wyznaje w swoim „Testamencie duchowym”: „Jest dla mnie bardzo jasne, że u Misjonarek i Misjonarzy Miłości wszystko ma na celu jedynie ugaszenie pragnienia Jezusa. Jego słowa, zapisane na ścianie każdej naszej kaplicy, nie należą do przeszłości, ale są żywe tu i teraz, są wypowiadane dla Was. Czy w to wierzycie? Jeśli tak, to usłyszycie i odczujecie Jego obecność. (…) Jeśli mielibyście zapamiętać z tego listu tylko jedno, niech to będzie to: Pragnę. To znacznie głębsze słowo, niż gdyby Jezus powiedział po prostu: Kocham was. Dopóki nie będziecie wiedzieli, i to w bardzo osobisty sposób, że Jezus Was pragnie, nie będziecie w stanie poznać tego, kim chce On dla Was być; ani tego, kim chce, abyście Wy byli dla Niego”.
Matka Teresa wyjaśniając siostrom sens ich misji, nawiązywała do rozmowy Jezusa z Samarytanką. Pisała w liście: „Ten sam Bóg, który oświadcza, że nie musi nam wcale mówić, czy jest głodny, nie wahał się żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony. Lecz mówiąc: Daj mi pić, Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony miłości. Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. (...) Spotyka tylko niewdzięcznych...”
Bóg pragnie – to zdanie było ważne także dla św. Teresa od Dzieciątka Jezus. „Miłość nie jest miłowana” – wołał swego czasu św. Franciszek z Asyżu. „Źródło pragnie, aby z niego pić” – mawiał św. Grzegorz z Nyssy. Teresa z Lisieux i Matka Teresa ugasiły swoją miłością pragnienie Boga, który pragnie być miłowany. Joseph Langford, współzałożyciel wraz z Matką Teresą kapłańskiej gałęzi zgromadzenia Misjonarzy Miłości, pisał: „Istniejemy po to, aby gasić pragnienie Boga, który chce naszej miłości, i w pewien sposób Bóg «istnieje» w naszym życiu po to, aby gasić nasze egzystencjalne pragnienie Jego miłości”.
„Boga nikt nigdy nie widział; Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On nam Go objawił” (J 1,18). Wcielony Bóg objawił nam, że Bóg pragnie naszych pragnień, chce nas kochać, chce być obecnym w naszej duszy i zalać nas swoim miłosierdziem. Chce wciąż dawać siebie, taka jest Jego natura. Nasz Bóg „ma tylko tyle, ile daje” (H. U. von Balthasar). Jego miłość nieustannie rozlewa się na świat, na człowieka. „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Bóg chce, abyśmy pozwolili Mu, by nas kochał.
Jak człowiek odpowie na pragnienie Boga? Jezusowi na krzyżu podano ocet. Komentatorzy interpretują to na dwa sposoby. Jedni twierdzą, że podanie octu było gestem wrogości wobec Jezusa, inni że taki napój przynosił ulgę skazańcom.
Jedno jest pewne. Słowo pragnę, niezależnie od swojej teologicznej głębi, pozostaje zawsze prośbą cierpiącego człowieka, wołaniem o wodę, o prosty gest miłości bliźniego. „Jeśli ktoś poda kubek zimnej wody jednemu z tych najmniejszych ze względu na to, że jest moim uczniem, nie utraci swojej zapłaty” (Mt 10,42). „Byłem spragniony, a daliście mi pić” (Mt 25,35). Te zdania z Ewangelii przypominają nam coś bardzo ważnego. Wołanie „Pragnę” dochodzi nieustannie do naszych uszu. To wołanie najmniejszych, spragnionych, czyli żyjących w niedostatku, w biedzie materialnej lub moralnej. Jezus utożsamił się z tymi, którzy są głodni, spragnieni, chorzy, w więzieniu, z cudzoziemcami i z tymi, którzy są nadzy. „Zapewniam was: wszystko, co zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych moich braci, zrobiliście dla Mnie” (Mt 25,40). Bóg jest blisko pokornych, małych, cierpiących. Sam staje się słaby. Ukrywa się w ubogich. Kto nie zatyka uszu na wołanie ubogich, wykluczonych, niesprawnych, samotnych, kto staje się ich przyjacielem, ten staje się przyjacielem Boga. Kto się odwraca od ubogich, odwraca się od Boga.
Wołanie „Pragnę” w najuboższych usłyszał przed wiekami św. Franciszek, w naszych czasach św. Matka Teresa. Oni i tylu innych świętych gasili pragnienie Jezusa, miłując najuboższych. Matka Teresa ułożyła modlitwę, która tajemnicę krzyża Chrystusa przekłada na program życia.
„Panie, kiedy jestem głodny, daj mi kogoś, kto potrzebuje pożywienia;
Kiedy chce mi się pić – kogoś, kto potrzebuje wody;
Kiedy jest mi zimno – kogoś, kogo trzeba ogrzać;
Kiedy zostanę zraniony, daj mi kogoś, kogo trzeba pocieszyć.
Kiedy mi ciąży mój krzyż, pozwól mi nieść krzyż innego człowieka razem z nim;
Kiedy jestem ubogi, zaprowadź mnie do potrzebującego;
Kiedy nie mam czasu, daj mi kogoś, komu przez chwilę mógłbym pomóc;
Kiedy spotka mnie upokorzenie, daj mi kogoś, kogo będę mógł chwalić;
Kiedy odczuję zniechęcenie, daj mi kogoś, kto potrzebuje otuchy;
Kiedy mi potrzeba zrozumienia ze strony innych, daj mi kogoś, komu potrzeba mojego zrozumienia;
Kiedy potrzebuję kogoś, kto się mną zaopiekuje, poślij mi kogoś, kogo ja mam otoczyć opieką;
Kiedy myślę tylko o sobie, skieruj moje myśli ku innemu człowiekowi”.
Nie można stać z wiarą i współczuciem pod krzyżem Jezusa, uciekając od przydrożnych ludzkich krzyży. Przydrożnych, czyli stojących obok mojej drogi. Ewangelia wywraca świat do góry nogami. Bóg nie mieszka już w górze, ale na dole, pośród najmniejszych. Aby Go tam odnaleźć, trzeba iść drogą w dół.
Tkwi w nas głęboko zakorzenione pragnienie świata, w którym nie będzie już zła. Czujemy się przerażeni rozmiarami zła, fałszu, niesprawiedliwości. I jeśli wobec tego wszystkiego rodzi się w nas bunt, to jego istotą jest pragnienie bycia sprawiedliwym. Pragniemy spotykać ludzi dobrych, uczciwych, moralnych. Dobra duchowe, które chcemy widzieć u innych, rodzą się przede wszystkim w nas samych. Lecz granica między dobrem a złem przebiega nie między ludźmi, ale w poprzek naszego serca. Czy jesteś wrażliwy na pragnienia własnej duszy? Czy gasisz te pragnienia przez udział w sakramentach pokuty i Eucharystii? Jeśli tak, bądź spokojny: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną... albowiem oni będą nasyceni”.