Anamneza. Po co to komu?

Od czasów Starego Testamentu ważnym elementem religijności było wspominanie zbawczych dzieł dokonanych przez Jahwe. W czasie paschy odczytywano teksty, które w sposób chronologiczny opowiadały o stworzeniu świata, ucieczce z Egiptu i wejściu do Kanaanu. Motyw ten odnajdujemy również w momencie ustanowienia Eucharystii, gdy Jezus zostawia polecenie: „To czyńcie na moją pamiątkę!”. Jezus chce, abyśmy przekazali Eucharystię dalej - zarówno w czasie, jaki i przestrzeni. Czy jednak wydarzenia zbawcze związane z Chrystusem można sprowadzić jedynie do pobożnego wspominania historii o Bogu-człowieku?

Sprawa wydaje się dużo bardziej skomplikowana. Owo „wspominanie” (gr. anamnesis) wiąże się nierozerwalnie z uobecnianiem zbawczych dzieł w liturgii Kościoła. Unikać bowiem należy protestanckiego rozumienia owej pamiątki. Jest to prawdziwe uobecnienie, a nie tylko chwilowy zachwyt nad tym, jak wielkie rzeczy miały miejsce w życiu Jezusa. Oczywiście, dzieło dokonane przez Jezusa dwa tysiące lat temu jest unikalne, ale dzięki wierze Kościoła i wchodzeniu w tajemnice liturgii staje się obecne tu i teraz. Zbliżające się Triduum nie jest jedynie „dniem pamięci o śmierci i zmartwychwstaniu”. Z racji tego, że Chrystus po zmartwychwstaniu nie podlega czasowi ani przestrzeni, możliwe jest uobecnienie skutków odkupienia człowieka w każdym miejscu na świecie, gdzie gromadzą się wierni. Wypełniają się tym samym słowa Jezusa: „Gdzie dwaj lub trzej zebrani są w imię moje, tam Ja jestem pośród nich”. Chrystus w anamnezie jest obecny między nami wczoraj, dziś i jutro. Nic nie jest w stanie zatrzymać tej mocy, która wyszła z pustego grobu. Dzięki anamnezie dociera do mnie ta sama łaska, która dotknęła setnika pod krzyżem. Doświadczam spotkania ze Zmartwychwstałym jak Maria Magdalena. Przyglądam się Jezusowi wchodzącemu do mojego domu jak apostołowie w dniu, gdy Pan na nowo się ukazał.

Tak rozumiana anamneza staje się jednocześnie zadaniem dla każdego chrześcijanina. Mam swoim postępowaniem i słowem uobecniać Chrystusa w moim życiu. Tak jak byłem z nim w Galilei, gdzie widziałem uzdrowienia i cuda, tak teraz mam podjąć wyzwanie, by wejść do Jerozolimy, gdzie czeka na mnie męka mojego Pana, śmierć i chwalebne zmartwychwstanie. Nie jestem już tylko ciekawym historykiem, ale bohaterem wydarzeń, które mnie zbawiły.

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary