Czy naprawdę nie wiesz, co robić – czy tylko odwlekasz to, co wiesz, że trzeba zrobić?
Nawrócenie nie zawsze zaczyna się od wielkich cudów. Bywa tak, że składają się na nie drobne impulsy, myśli, rozmowy, łzy i świadectwa innych. W roku 386 – tym, w którym Augustyn powiedział «dość» – znany retor i filozof nawrócił się, wchodząc na drogę wiary. Jego przemiana nie była nagłym olśnieniem, jak u św. Pawła, lecz wynikiem żmudnego dojrzewania – decyzją, która powoli rodziła się w sercu. Augustyn, choć miał wówczas pozycję, wiedzę i prestiż, nie miał jednak pokoju serca. Ten brak stał się początkiem jego drogi do Boga.
Rozum jako brama, nie mur
Święty Augustyn długo szukał prawdy, wielokrotnie dokonując takich, a nie innych wyborów. Błądził między różnymi szkołami, ale też ruchami pseudo‑religijnymi – poczynając od manichejczyków, kończąc nawet na akademikach. W roku 386 miał już argumenty przeciwko nim, a jednak wciąż zwlekał. Sam napisał w Wyznaniach, że odczuł w końcu w swoim życiu „gorzki smak zwłoki”. Zrozumiał, że jego problem nie polegał na braku wiedzy, lecz na braku decyzji.
Augustyn – moglibyśmy powiedzieć – zaczynał tam, gdzie wielu współczesnych kończy: na szczycie intelektualnego zadowolenia. Umiał precyzyjnie myśleć, a retoryka dawała mu władzę nad słowem. Tę właśnie przestrzeń Bóg wykorzystał w procesie jego nawrócenia. Jak później przypomni św. Tomasz z Akwinu, gratia non tollit naturam, sed perficit – łaska nie usuwa natury, lecz ją udoskonala. Bóg posłużył się więc talentami Augustyna i jego głodem prawdy, by pociągnąć go dalej.
Wiara nie przyćmiła mu spojrzenia; pomogła mu prawdziwie widzieć. Gdy wiedza spotkała się z Bożą łaską, Augustyn zrozumiał, że prawda to nie tylko teoria – trzeba według niej żyć.
Wspólnota jako punkt zapalny
Choć był mistrzem argumentacji, to nie logika go przekonała – lecz świadkowie. Wiara innych podziałała jak zwierciadło: pokazała mu, że jest możliwe życie według prawdy, nie tylko rozmyślanie o niej.
W 386 roku Mediolan był areną religijnych napięć. Cesarzowa Justyna próbowała forsować arianizm, jednak biskup Ambroży nie ustąpił. Podczas gdy bazylikę otaczały oddziały Justyny, Augustyn był świadkiem, jak jego matka Monika i wierni modlili się dniami i nocami. Widział ludzi śpiewających psalmy, słyszał hymny, które poruszały jego serce. Doświadczył wiary wspólnoty.
Opowiedziano mu także historię o Mariuszu Wiktorynie – słynnym retorze, który kilka dekad wcześniej publicznie wyznał wiarę, wywołując wielkie poruszenie. W końcu usłyszał o dwóch urzędnikach cesarskich, którzy po lekturze Żywota św. Antoniego porzucili wszystko, by zostać mnichami.
Zwlekanie jako pętla
Przyszły święty wiedział, że musi odmienić swoje życie, lecz latami zwlekał. Krępowały go wygoda, nieuporządkowane relacje i głód sukcesu.
«Daj mi czystość i wstrzemięźliwość, ale jeszcze nie teraz»
Choć wypowiedziane w formie modlitwy, te słowa brzmiały raczej jak chwiejna deklaracja niż autentyczne, zdecydowane błaganie. Augustyn nie potrzebował argumentów. Potrzebował odwagi. Znał prawdę, ale jej nie wybierał – nie dlatego, że ją kwestionował, lecz dlatego, że zwlekał.
Nawrócenie to nie moment – to droga
Przełom nastąpił w ogrodzie, gdy usłyszał dziecięce:
«Bierz i czytaj»
Posłuszny, otworzył Listy św. Pawła, a wstrząsający fragment odmienił jego życie – choć historia miała ciąg dalszy. Augustyn nie stał się świętym z dnia na dzień: najpierw wstąpił do katechumenatu, a chrzest przyjął w Wielkanoc 387 roku, kilka miesięcy po swoim wewnętrznym „tak”. Wszystko działo się stopniowo. W tej drodze wspierali go Alipiusz, wspólnota oraz matka Monika. Nawrócenie nie było chwilowym uniesieniem, lecz początkiem zupełnie nowej codzienności.
Kiedy skończy się twoje „później”?
Historia Augustyna pokazuje, że wiara nie wyklucza myślenia – przeciwnie, zaczyna się ono tam, gdzie kończy się iluzoryczne zadowolenie z siebie. Uczy, że świadectwo innych może być silniejsze niż najlepszy argument, a duchowa prokrastynacja odsuwa od Boga bardzo skutecznie.
W jego historii odbija się pytanie, które może dotyczyć każdego z nas:
Czy naprawdę nie wiesz, co robić – czy tylko odwlekasz to, co wiesz, że trzeba zrobić?
Jeśli więc gdzieś w środku czujesz, że twoje „później” trwa już za długo, pamiętaj: nie potrzeba spektakularnych cudów. Czasem wystarczy jeden głos, jedno zdanie, jedna decyzja – i zaczyna się droga, która odmienia wszystko.