(Łk 9, 46-50) Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy. Lecz Jezus, znając tę myśl w ich sercach, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: «Kto by to dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto by Mnie przyjął, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki». Wtedy przemówił Jan: «Mistrzu, widzieliśmy, jak ktoś w imię Twoje wypędzał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus mu odpowiedział: «Przestańcie zabraniać; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami».
Pragnę dzisiaj kontynuować rozważanie słowa Bożego z 26 września, gdzie próbowałem podjąć temat: Jak patrzeć na własne życie z perspektywy krzyża.
Pisałem tam, jak trudno nam powiedzieć:
- wyrzekam się Panie Jezu myślenia w kategoriach, kto tu jest większy lub lepszy,
- wyrzekam się porównywania się, oceny i osądu, z powodu zazdrości,
- chęci dominowania w małżeństwie, czy we wspólnocie zakonnej,
- chęci dominacji, czy zaistnienia we wszelkich relacjach między ludzkich.
Jak trudno prosić Jezusa:
„Spraw Panie, aby serce moje było wolne dla miłości, poświęcenia i ofiary za Ciebie i dla Kościoła.
Niech Twój Krzyż będzie dla mnie jedyną logiką życia.”
Postawmy pytanie, dlaczego tak trudno przyjąć logikę krzyża?
W wieku trzydziestu pięciu lat zauważyłem ciekawą rzecz w moim Piśmie świętym, a dotyczyło to stron w Ewangeliach mówiących o męce pańskiej. Żadna z nich nie była podkreślona. Po prostu nie rozważałem tych rozdziałów.
Dlaczego? Ponieważ nie byłem przygotowany, aby w nie wejść i rozważać mękę Chrystusa - przerastało to mnie.
Dopiero trzeba był głębokiej interpretacji i wyjaśnienia Chrystusa Paschalnego, przez śp. ojca Bronisława Mokrzyckiego, jezuitę, , abym na rekolekcjach ignacjańskich, odważył się głębiej otworzyć się na te treści.
Ojciec Mokrzycki nauczył mnie patrzeć na Jezusa Paschalnego przez rozważanie IV Pieśni Sługi Jahwe.
Oto jej fragment:
„Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.(Iz 53,2b-3).
Na rekolekcja postawiłem sobie pytanie: „Czy do takiego właśnie Jezusa pragnę się upodobnić?”
Wtedy zrozumiałem, dlaczego tak uciekałem przed tym wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa, ponieważ czegoś się bałem… .
W rozważaniu o męce pańskiej otworzyły mi się oczy i zobaczyłem, że w ranach Ukrzyżowanego, w oszpeceniu Jego twarzy wyryty jest mój obraz.
W Chrystusowym krzyżu odbija się moja wewnętrzna szpetota grzechu.
Zrozumiałem, że dlatego tak trudno było mi rozważać mękę Jezusa Chrystusa, ponieważ bałem się zobaczyć tam siebie i moje zakłamanie.
Czytałem dalej Izajasza:
„Wszyscy pobłądziliśmy jak owce, każdy z nas obrócił się ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.” (Iz 53,6).
Powoli docierała do mnie świadomość, że to ja odwróciłem się od Jezusa, aby nie widzieć własnej winy. A Jezus brał moje grzechy na siebie w konfesjonale, a ja nadal udawałem „w porządku księdza”.
Następny tekst, który przykuł moją uwagę, był to fragment z Listu do Hebrajczyków:
„Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. (Hbr 12,2-3).
I tu zrodziły się następne pytania.
Za jakim Jezusem poszedłem w kapłaństwie i jakiego Jezusa chcę naśladować?
Czy naprawdę tego Boga, uniżonego, przyjmującego hańbę krzyża, chcę wielbić i naśladować?
Czy takiemu Bogu chcę służyć i dla takiego Boga chcę tracić wszystko, całe moje życie?
Pomyślałem sobie, jak trzeba pragnąć tu na ziemi upodobnienia się do Chrystusa ukrzyżowanego, aby przyjąć cierpienie i wzgardę od najbliższych?
Jak trzeba pragnąć chwały nieba, aby w ten sposób naśladować Jezusa?
Po zmartwychwstaniu Chrystusa, aniołowie powiedzieli kobietom: „...Szukacie Jezusa Ukrzyżowanego? Nie ma go tu, bo zmartwychwstał”.(Mt 28, 5-6).
Co znaczą te słowa?
Otóż to, że aby powstać z martwych wraz z Chrystusem Zmartwychwstałym, trzeba najpierw, za życia szukać Go Ukrzyżowanego!
A co to znaczy za życia szukać Chrystusa ukrzyżowanego?
Może w tym miejscu odpowiedzią będą słowa samego Pana Jezusa wypowiedziane do Alicji Lenczewskiej:
„Kochać Mnie i cierpieć razem ze Mną.
Czy przyjmiesz Mój ból z taką radością, jaką przyjmujesz Miłość Moją?
MIŁOŚĆ WYRAŻA SIĘ W PRZYJMOWANIU BÓLU.
Ja przyjąłem cały ból wszystkich ludzi i byliby wolni, gdyby chcieli.
Pragnij za nich, abym uczynił ich wolnymi.
Kochaj za nich i cierp, bym mógł dać im niebo.”(Świadectwo, nr. 900).
„Nie żałuj więc bólu i miłości dla dzieci Moich.
Niech się rodzą, niech świeci w nich życie Moje, niech radują się w Bogu swoim.
MIŁOŚCIĄ MOJA STAŃ SIĘ CAŁA DLA ŚWIATA I BÓLEM MOIM ZA ŚWIAT.”
Niech serce twoje pała, niech wylewa miłość z ran, jakie zada mu świat.
Czyż nie po to są rany, by z nich płynęła krew odkupieńczej miłości?”(Tamże, nr. 902).
O jak wielkie musi być zjednoczenie naszego serca z Sercem zranionym Jezusa, aby wspierać Go w zbawianiu świata przez własny ból i cierpienie.
Jak widzimy w życiu wewnętrznym nie tyle chodzi o nasz doskonały charakter ile o serce całkowite oddane Jezusowi.
Modlitwa: Panie Jezu, chcę szukać Ciebie Ukrzyżowanego, aby znaleźć kiedyś Zmartwychwstałego!
Krzyż, który wziąłeś na siebie, to krzyż miłosierdzia dla mnie. Przymuszaj mnie, abym codziennie go nosił z miłości do Ciebie! Podwyższam mój krzyż, trudu i cierpienia i czyń z nim, Jezu, co zechcesz dla zbawienia dusz. Oby żadna dusza, za którą Ty Jezu przelałeś swoją Krew nie poszła do piekła". Amen.